piątek, 21 października 2016

Ostatnia misja wojskowa stryja Juliana. Maj 1935 r.

Gdyby można było przewidywać przyszłość to zapewne polityczne wydarzenia roku 1934 powinny sygnalizować nadchodzące niespokojne czasy. I tak (według Wikipedii):
18 marca – przeprowadzono masowe aresztowania działaczy Ruchu Młodych SN.
14 kwietnia – podpisanie deklaracji Obozu Narodowo-Radykalnego w gmachu Politechniki Warszawskiej.
12 maja – zarządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych zalecające rozwiązywanie kół i oddziałów ONR-u.
29 maja – bojówka ONR ostrzelała lokal Komitetu Dzielnicowego PPS na Woli w Warszawie, raniąc 7 osób, napad doprowadził do akcji odwetowych młodzieży socjalistycznej na lokale ONR w dzielnicach robotniczych.
15 czerwca – zamordowanie ministra spraw wewnętrznych Pierackiego przez ukraińskich nacjonalistów, co stało się pretekstem do rozprawy z ONR. Władze sanacyjne aresztowały m.in. Bolesława Piaseckiego.
6 lipca – osadzenie czołowych działaczy ONR w obozie w Berezie Kartuskiej.
12 lipca – utworzono obóz w Berezie Kartuskiej.
O Berezie Kartuskiej można poczytać tutaj:http://wyborcza.pl/1,76842,5134208.html



Przedwojenne pochody pierwszomajowe opisywałem już wcześniej, np. tutaj:http://legionypolskie.blogspot.com/2015/07/pochody-zamieszki-demonstracje.html#comment-form Nie wspominałem jednak, że uczestnicy pochodu, głównie robotnicy zrzeszeni w kilku partiach lewicowych (socjaliści, komuniści, ludowcy) w pochodach szli z pieśniami religijnymi na ustach, i śpiewali:
"... Boże, coś Polskę", a chwilę później "Czerwony sztandar". W pochodach pierwszomajowych maszerujący i domagający się sprawiedliwości robotnicy byli ludźmi religijnymi. Były to osoby wierzące, praktykujące, pobożne, które należały do organizacji okołokościelnych, rozmaitych stowarzyszeń, i do których po kolędzie chodził ksiądz. To dlatego szli na manifestacje lub organizowali popularne 1 maja strajki używając symboli religijnych ..."
http://krakow.wyborcza.pl/krakow/1,44425,20007361,1-maja-dawne-robotnicze-pochody-z-religijnymi-symbolami.html

Powyższe zdjęcie dotyczy akurat uroczystości związanych z 3 Maja, ale oddaje ogólną atmosferę ówczesnych pochodów.







1 Maja 1935 r. dziadek Bronek (na zdjęciu stoi z prawej), tak jak zwykle, odświętnie ubrany wyszedł na pochód pierwszomajowy. Stryj Julian (na zdjęciu stoi z lewej) w tym samym czasie krzątał się wokół samochodu, którym, jak zwykle, zamierzał pojechać na majówkę, zabierając ze sobą sporą gromadkę dzieci. Panowie, także jak zwykle, udali, że się nie widzą. Niestety dalej już nie było - jak zwykle. Stryj Julian, PPS-owiec, ale od zamachu majowego już nie proPiłsudczykowski, przyjechał do domu na obiad, jednak z pochodu nie wrócił dziadek Bronek komunista. Minęło parę godzin, i w domu babci pojawiła się policja z nakazem przeszukania mieszkania.







Okazało się, że dziadek Bronek został aresztowany podczas agitacji politycznej, bo ktoś doniósł wcześniej, że jest aktywnym propagandzistą. Podejrzenia o donosicielstwo padły na stryja Juliana. Na zwołanej naprędce naradzie rodzinnej postanowiono, że stryj Julian za wszelką cenę (nawet degradacji!) musi wyciągnąć dziadka Bronka, zanim ten zostanie przewieziony i na stałe osadzony w Berezie Kartuskiej. Nie było to jednak łatwe nawet dla b. rotmistrza legionisty, aktualnie ppłk. w stanie spoczynku. I tak zaczęła się wielka misja stryja Juliana.





Już 2 maja stryj Julian, ubrany w mundur galowy obwieszony wszelkimi możliwymi odznaczeniami bojowymi z których najważniejsze to "Virtuti Militari" (zaświadczenie obok) pojawił się u swojego dobrego znajomego podpułkownika ze starszeństwem Berlinga, który niedawno awansował na stanowisko zastępcy dowódcy 6 Pułku Piechoty Legionów w Wilnie. W krótkich żołnierskich słowach wyjaśnił, że przybywa z poufną misją od Piłsudskiego, któremu zależy na dyskretnym wyciągnięciu z Berezy dalszego członka rodziny. Na dowód ważności tajnej misji stryj okazał kilka listów polecających podpisanych "in blanco" przez marszałka, którymi miał się posłużyć, gdyby zaszła taka potrzeba.







Z orderami stryja, a głównie tym najważniejszym po lewej, wiążą się pewne anegdoty - w jednej z nich jako 3-4 letni brzdąc, bawiąc się medalami i orderami stryja, potajemnie ukradłem ten najładniejszy, i to z całym "oprzyrządowaniem" (szarfa, miniaturka, pudełko, zaświadczenie). Mój zuchwały czyn wzbudził powszechną sensację w rodzinie, ale nie dlatego, że ukradłem, tylko, że nie chciałem łupu oddać, czym sobie zaskarbiłem dozgonną wdzięczność stryja. :-) Ale, czyż nie można mnie rozgrzeszyć, gdy widziałem takie błyszczące cudo jak obok?








Wracamy jednak do misji stryja. Berling, szwagier wojewody poleskiego, nadzorującego m.in. działalność więzienia w Berezie, zrozumiał delikatną sytuację i wyposażył stryja w stosowne dokumenty, przydzielając obstawę z samochodem i uprzedzając naczelnika więzienia w Berezie o poufnej misji. Dalej potoczyło się prawie tak samo jak w słynnym filmie "Pułkownik Kwiatkowski". Konwój ruszył z powrotem i dotarł do Berezy Kartuskiej. Stryjowi sprzyjało szczęście, bo znał osobiście wszystkich zarządzających Berezą. Zagrał więc "va banque" i po przejrzeniu akt (a wiadomo, że agenci wywiadu nie ujawniali kogo szukają stryj, dla niepoznaki, zażądał kilkunastu teczek) stwierdził, że jednak nie ma podstaw do interwencji, bo osadzenie jest prawidłowe.


Panowie pułkownicy wypili więc "wsiadanego", ale w tym momencie kierowca stryja porucznik "X" wspomniał, że skoro wśród osadzonych jest jego dobry znajomy, były agent (nb. to był niczego nie przeczuwający dziadek Bronek) to może, aby "nie wracać z pustymi rękoma" ...  Panowie pułkownicy stwierdzili, że ponieważ jest poręczenie oficera, to oni nie widzą nic przeciw, potem jeszcze raz wypili, tym razem "strzemiennego", i w ten sposób dziadek Bronek powrócił na łono rodziny, będąc przekonanym, że przypadkowo pomógł mu znajomy porucznik "X". To jednak było dopiero początkiem konfliktu, który - z udziałem dokładnie tych samych aktorów - zakończył się dopiero w kilka lat po II Wojnie Światowej. Ale o tym w odpowiednim czasie.
.

19 komentarzy:

  1. No proszę, jak to "wsiadany" i "strzemienny" pomaga w życiu od zawsze:)))
    Zaświadczenie dotyczące orderu przedstawia uprawnienia do pobrania "pensji orderowej"... Czyli, było to odznaczenie nie tylko honorowe ale również chlebowe. Czy to były duże pieniądze czy też raczej symboliczne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, nie dowiadywałem się od stryja, ile wynosiła ta pensja orderowa. Podejrzewam, że było to mniej więcej tyle ile t.zw. "chlebowe" za odznaczenia państwowe, czyli od 25 do 100% dodatku do emerytury wojskowej, lub zwykłej. Ale te wszystkie dodatki zlikwidowano po 1989 r.

      Usuń
    2. Z tekstu na zaświadczeniu wynika, że upoważnia ono do pobrania w kasie pensji za rok 1923. A w dalszych latach to jak? Kolejne zaświadczenia wydawano? Ciekawa procedura.

      Usuń
    3. Wygląda na to, że wypłacano raz na rok dość sporą kwotę. Coś też mi się kojarzy, że stryj ponownie został "przywrócony do łask" na początku epoki Gierka. Ale wtedy był już, i miał ponad 80 lat ...

      Usuń
  2. Klik dobry:)
    Ja taką kradzież nazywam sympatyczną i także rozgrzeszam. :)

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważałem, gdy kradłem. ;) Swoją drogą to długo pamiętałem ten fakt i to publiczne upokorzenie. Ale order, wiele innych pamiątek i prezentów i tak dostałem po latach od stryja i jego żony.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Ciekawa historia.
    Z ONRem to w ogóle mam powody przypuszczać iż powstał on jako straszak na tych którzy przestali być zwolennikami Sanacji, aby nie stali się jej przeciwnikami. Zauważmy że ONRem straszy wciąż Wyborcza, z uczestników tamtych wydarzeń nikogo już przy życiu nie ma!.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się porównać ONR-u międzywojennego i obecnego, nie te czasy, i nie to miejsce, "nie te ludzie". ;) Zmieniły się także kryteria oceny patriotyzmu, no i dzisiejszy kler za bardzo się miesza do polityki.

      Usuń
    2. A w międzywojniu to kler się nie mieszał? Też się mieszał i to bardziej chyba nawet i prawdę powiedziawszy ja w tym nic złego nie widzę, bo niby czemu mam się przejmować opinią byle aktora, a odrzucać opinie biskupa?

      Natomiast ONR - święta prawda, zwłaszcza kwestia etnicznej Polski, dawniej ONR mógł postraszyć Żydów czy Litwinów lub Białorusinów i miało to jakiś sens polityczny, dziś musi sobie znaleźć całkiem inne pole do działania.

      Usuń
    3. Kler od tysięcy lat miesza się do polityki, albo nawet sam ją prowadzi. Ale w międzywojniu było to oficjalne, za stołem sędziowskim siedział prokurator i sędzia, a pomiędzy nimi stał krzyż, na który często podsądny musiał przysięgać. Sędzia był "święty" w sensie orzecznictwa. Dzisiaj krzyży w sądach jeszcze nie ma (dziwne!), ale za to sędzia jest podnóżkiem dla biskupa.

      ONR nie musi szukać sobie wrogów, już ich ma. To bardziej opaleni studenci z krajów arabskich, Cyganie, resztki potomków Żydów, i chyba przede wszystkim jeszcze tolerowani rosyjskojęzyczni.

      Usuń
    4. A dziś państwa opłacają kler (pensje w szkołach itp.) żeby w polityce nie przeszkadzał...

      W międzywojniu każdy sklepikarz znał konkurencję ze strony sklepikarzy żydowskich, każdy rolnik presję za strony osadników niemieckich (choćby z opowiadań ale znał), a każdy robotnik kojarzył (słusznie, czy nie, nie wnikam) fabrykanta z Żydem... Było łatwo się do tego odwołać. Obecnie ONR siłą rzeczy uderza w tony pozytywistyczne (budowa wielkiej Polski) a nie konfrontacyjne.

      Usuń
  4. Andrzeju cudowna opowieść. dziękuję, za chwile wzruszenia. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miłe, że spodobała się ta opowieść.
      Dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
  5. Urodziłam się w latach powojennych. Twoja opowieść ,jest bardzo ciekawa.Uwielbiam czytać takie historie rodzinne z tamtych lat..Jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu wydarzeń.Pamiętam z młodych lat pochody 1-majowe ,czekaliśmy na ten dzień,bo w tym dniu każdy świętował.Z zazdrością przyglądałam się idącym w pochodzie.Tyle się działo ::))Ale, po całej ceremonii w nagrodę, fundowałam sobie, duże lody waniliowe::)))))
    Co chodzi o kradzież ::))) Myślę ,że dokonałeś trafnej kradzieży ☺ Dzisiaj możemy zobaczyć ,ten cenny order.Takich pamiątek rodzinnych niestety ,nie każdy może mieć.
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na cd....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1 Maja dla mnie i mojej rodziny był właściwie udręką. Udało mi się "nie być" na żadnym z pochodów, kilka razy jednak musiałem stawić się na zbiórkę, ale z reguły zaraz po wyruszeniu pochodu, chorągiewkę zwijałem i uciekałem do domu. Ojciec nie chodził z założenia, mama podobnie jak ja, parę razy musiała iść na zbiórkę.
      Ale za to ulubionym świętem był 22 Lipca, wtedy wszyscy obserwowaliśmy defiladę wojsk pancernych, a potem szliśmy na pokazy lotnicze wokół Lublinka. To był chyba największy odpust w pełni lata. Właściwie cały dzień można było spędzić poza domem, przyjeżdżał cyrk, w kinach i teatrach odbywały się specjalne spektakle i działały wszystkie Ośrodki Sportu i Rekreacji.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Na 1 maja zawsze oglądaliśmy parady z placu czerwonego, potem gdy podrosłem chodziłem na spędy bo karali za "niebycie".
      22lipca zawsze.w.domu, albo spacer gdzieś daleko od festynów.
      dopiero gdy dorosłem, dziadek powiedział mi czemu tak. Oglądaliśmy parady sowietów, żeby się mógł pocieszać iż wojnę przegraliśmy z naprawdę potężnym wrogiem.
      A 22 lipca dziadkowi wybito zęby na UBecji bo ciezzył się z narodzin córki (mojej mamy)... zaiste nie miał powodów by skurwysynów zazzczycać naszą obecnością.

      Usuń
    3. Nie wiem jak było w innych miastach, ale w Łodzi nigdy nie widziałem żadnego mundurowego sowieta. Pewno się bali prowokacji ze strony ludności, tajniaków było sporo, w każdym ważniejszym zakładzie. Na paradach wojskowych 22 Lipca nie było obowiązku uczestniczenia, ale dzieciaki i tak wyciągały rodziców z domu. Dla chłopaków była to jedyna okazja obejrzenia wojsk pancernych "na żywo", bo nie było jeszcze TV. Dziewczynki czuły się jak na wielkim odpuście, gdzie co chwila wymuszały na rodzicach zakupienie słodkości, albo czegoś do zabawy. To święto faktycznie inaczej wyglądało w różnych miejscach Polski.

      Usuń