Niespokojną stawała się odzyskana wolna Polska. Nie udawało się znaleźć porozumienia w rządzie, na granicach trwały lokalne potyczki. Niespokojnie było także w pracy i w domach Polaków. W mojej rodzinie ośmioro rodzeństwa (w tym bohater tego bloga, mój stryj Julian) do tej pory rozjeżdżających się po kraju i Europie zaczęło się skupiać głównie w domu moich pradziadków. Kilkadziesiąt lat wstecz, ok. 1870 r., ojciec mojego pradziadka Adama wybudował mały parterowy dworek, a w głębi ogrodu postawił zabudowania gospodarcze.
Gdy jednak rodzina zaczęła się powiększać, w 1921 r. parterowy dworek został nadbudowany jednym piętrem z poddaszem, i nadano mu bardziej użytkowy styl mieszczański. To budynek w głębi ogrodu po prawej stronie zakryty drzewami, i obecnie już nieistniejący (widok po lewej stronie z 1967 r.).
Ścieżka po lewej stronie prowadziła do kordegardy, która po przebudowaniu stała się oddzielnym domem kolejnego syna pradziadka Adama stryja Włodzimierza. (zdjęcie 1296 a1 z 1967 r. - tereny na których stały oba domy już w 1958 r. zostały przeznaczone pod wielkomiejską zabudowę dlatego nie prowadzono remontów).
Z lewej strony - niewidoczne na zdjęciu - stały garaże, komórki, i słynny gołębnik dziadka Bronka. To właśnie stało się głównym zarzewiem wojny moich dwóch dziadków.
Tu należy się wyjaśnienie - prawdziwym moim dziadkiem był Stanisław (imię fikcyjne)http://anzai.blog.onet.pl/files/2013/12/700-a4.jpg ale po zakończeniu I Wojny Światowej musiał zająć się majątkami, a właściwie ich likwidacją, które były rozsiane po wszystkich zaborach. Dziadek prowadził też różne interesy związane z polityką rządu, i rzadko bywał w domu, w 1955 r. zmarł w dość dramatycznych okolicznościach, i z tych względów jego obowiązki przejął młodszy brat Julian.
Dziadek Bronek (ze strony mojej mamy), o którym pisałem w poprzednim poście, był fanem wojska. Los jednak sprawił, że większość swojego "mundurowego" życia spędził jako strażak, komendant ochrony przemysłowej, i prawdopodobnie policjant. Piszę prawdopodobnie, bo były to dość przejściowe zajęcia dziadka w okresie przed i po II Wojnie Światowej.
To pojazd służbowy dziadka Bronka (na nim ja z siostrą). Zdjęcie pochodzi z 1954 r. Jak przez mgłę pamiętam kłótnię jaką stoczyłem z siostrą o to kto miał być kierowcą. Przegrałem, bo pomimo najszczerszych chęci, ja mężczyzna, nawet na leżąco nie mogąc dosięgnąć kierownicy, musiałem ją oddać siostrze. Straszliwy dramat.
A to pojazd służbowy stryja Juliana (niestety motocykl nie przetrwał II Wojny Światowej, bo został zarekwirowany). Stryj miał swojego kierowcę adiutanta z którym objeżdżał podmiejskie posiadłości. Prawdziwym kłopotem były jednak kolejne dwa pojazdy stryja.
Ten - znany z innego postu - dość rzadko parkował w rodzinnych zabudowaniach, bo używany był w firmie stryja głównie jako samochód osobowy, jeździły nim przeważnie dwie panie, siostra stryja i jego bratanica (na zdjęciu).
Natomiast ten samochód (na stopniach siedzi mój starszy kuzyn), dwa razy większy i cięższy od poprzedniego, niszczył trawnik domowy i zostawiał głębokie ślady kół, był bezpośrednią przyczyną ciągłych kłótni pomiędzy dziadkiem Bronkiem komunistą i stryjem Julianem legionistą. Każdego dnia, w późnych godzinach popołudniowych samochodem przyjeżdżał kierowca stryja i wjeżdżał do garażu nad którym dziadek Bronek zainstalował gołębnik. Gołębiarzom nie muszę przypominać jak nieprzyjazny jest głośno pracujący, i często strzelający gaźnikiem samochód, który wjeżdża pod gołębnik. W powietrzu "pachniało spalinami i prochem" jako, że obaj panowie pełnili ważne funkcje i obaj posiadali legalną broń osobistą.
Pomimo tego antagoniści raczej z przypadku przez wiele lat dzielnie wytrzymywali kolejne prowokacje ze strony samochodu, który trzaskał wszystkimi drzwiami i klapami, chodził na najwyższych obrotach, a czasem nawet zatrąbił, i gołębi, które w rewanżu (a może i ze strachu) pstrokacizną malowały karoserię samochodu. Tragedia wydarzyła się dopiero w 1936 r., gdy dziadek Bronek został aresztowany i miał być osadzony w Berezie Kartuskiej. Ale o tym w swoim czasie, przed nami bowiem zamach majowy.
.
Prognoza brzmi ponuro: areszt,więzienie i zamach. Brrr... Póki co żartobliwie skomentuję szykowne rajstopki, które prezentujecie wspólnie z siostrą dosiadając motoru. Uroczo wiją się w okolicach kolanek i kostek:))) Przeżywany męski dramat jest widoczny aż nadto bo nosek chłopca spuszczony "na kwintę" i chyba nawet słyszę dziecięce pochlipywanie:))) Błysk satysfakcji na twarzy dziewczynki wyraźny aż nadto!
OdpowiedzUsuńCo tam rajstopki, ważny jest mój dramat! Nijak nie mogłem okiełznać motocykla, jak się kładłem na baku to zjeżdżałem z siodełka, i leżałem jak ukrzyżowany, jak siedziałem na siodełku to do kierownicy dzieliły mnie lata świetlne. Wtedy miałem 2,5 roku, ale ten dramat zapamiętałem na całe życie.
UsuńA dziadkowie? Więzienia nie było. Po zatrzymaniu dziadka Bronka wypuszczono na skutek interwencji stryja Juliana. To samo się powtórzyło w 1945 r., gdy stryj Julian trafił do aresztu, z którego wyciągnął go dziadek Bronek. Potem okazało się, że donosił ktoś trzeci ...