W wyniku wielkich kryzysów ekonomicznych jakie od początków lat 20 ub.w. nękały Polskę, ale i w znacznie większym stopniu Europę i Świat, zmieniły się także relacje w mojej rodzinie. Jak już wspominałem wcześniej kryzys nie dotknął wszystkich równomiernie, ci co nie mieli nic poza rękami do ciężkiej pracy, nie stracili wiele. Na skutek inflacji ich płace miesięczne stawały się tygodniówkami, a potem dniówkami. To też nie dawało bezpieczeństwa, bo np. za chleb kupiony rano, wieczorem już płaciło się wielokrotnie więcej. Najwięcej tracili rzemieślnicy, przedsiębiorcy i średnia klasa do jakiej częściowo należała moja rodzina.
http://www.wkuwanko.pl/ekonomia/ekonomia-wielki-kryzys-gospodarczy-w-latach-1929---1935_14_224.html
Jedną z największych przegranych kryzysu była najstarsza z sióstr mojej babci ciotka Zofia (na zdjęciu poniżej stoi z prawej strony).
O kurierkach/łączniczkach (zdjęcie z lewej) tworzącego się rządu II Rzeczypospolitej pisałem m.in. w poście ze stycznia 2015 r.:
http://legionypolskie.blogspot.com/2014/01/dyplomacja-ii-rp-cz-3.html#comment-form
Po zakończeniu swojej misji dyplomatycznej Zofia cyt.: "... Sophie, bo tak kazała się nazywać, już w 1916 r. wyszła za mąż za legionistę. Major Henryk von ... po kryzysie przysięgowym stał się jednak wysokim oficerem Polnische Wehrmacht Heinrichem von ... i jako taki nie mógł być zaakceptowany przez rodzinę Zofii. Zofia z mężem zamieszkała więc w Berlinie, jednak znacznie częściej, samotna Zofia wydziedziczona i wyklęta przez rodzinę, przebywała w uroczej willi męża ..."
Po latach okazało się, że Sophie, z wykształcenia mgr ekonomii, została mianowana na wysokie stanowisko w jednej z wielkopolskich filii Deutsche Banku, a później, ok. 1924 r., awansowała na podobne stanowisko w tworzącym się Banku Spółdzielczym w Polsce. O Sophie w rodzinie nie mówiło się wiele, stąd dopiero ok. 1989 r., niejako w spadku, dotarły do mnie pamiątki (listy, dokumenty, zdjęcia, itp) dalszej rodziny Sophie, głównie pisane w j. niemieckim, i zgromadzone w trzech gustownych, a nawet szykownych jak na tamte czasy teczkach.
To zdjęcie poniższe (a właściwie "zdjęcie zdjęcia", które skopiował mój ojciec w latach 1960):
od 1989 r. przekładałem wielokrotnie wśród innych zdjęć nie bardzo wiedząc kogo dotyczy. Nie pasowało wymiarami do innych (było 1,5 raza większe od pocztówek) i wtedy, t.j. prawie 30 lat temu, nie bardzo wiedziałem dlaczego znalazło się w archiwach rodzinnych. Dopiero w 2013 r. zakładając tego bloga, przyjrzałem się bliżej wszystkim twarzom i oczywiście! Wśród akcjonariuszy Banku Spółdzielczego zebranych na balu Banku Gospodarstwa Krajowego w pałacu Potockich w Warszawie – 1928 roku ujrzałem ciotkę Sophię! Przyjemność odnalezienia jej na zdjęciu - ale nieco innym, tym poniższym - pozostawiam Czytelnikom. Teraz wystarczyło tylko zapytać wujka Google i w ten sposób dotarłem do oryginalnego zdjęcia. To jest to poniżej:
pobrano ze strony: http://www.bankowosc-spoldzielcza.eu/rozw%C3%B3j-instytucji-finansowych/polska/xx-mi%C4%99dzywojenne/
Ciotka Sophie nie była jednak jedynym wyjątkiem nie pasującym do rodziny. Całkowitą zagadką był mój dziadek ze strony ojca, o którym nawet niewiele wiedziała jego żona, oraz jego bracia, Julian, i Władysław wyróżniający się pozorną przynależnością do ówczesnych elit, nazywanych "teczkowymi". Teczki, takie jak na poniższych zdjęciach, dostawali wszyscy prezesi państwowych firm w momencie powoływania ich przez ministra, premiera, lub prezydenta. Zestaw teczek ciotki Sophie to: a/ największa z wytłaczanej skóry, przeznaczona do najważniejszych dokumentów,
b/ osobista, pokryta cieniutką wytłaczaną skórką cielęcą, do korespondencji własnej,
i c/ zwykła urzędowa oklejona tłoczonym papierem - to ta ciemnoszara z nadrukiem Deutsche Bank.
Jak wspominałem wcześniej w rodzinnym drewnianym dworku moich pradziadków, rozbudowywanym wielokrotnie na przełomie XIX i XX wieku mieszkała, a potem zbierała się cała rodzina. Gdy jednak kolejne pokolenia założyły swoje rodziny, okazało się, iż różnią się one wyznaniem, światopoglądem, przynależnością partyjną, statusem społecznym, itp., właściwościami na tyle, iż niemożliwym było utrzymanie atmosfery sprzed lat. Konflikty narastały z różnych powodów. Przełom nastąpił 1 maja 1935 r. w chwili aresztowania dziadka Marcina, zagorzałego komunisty. I o tym będzie następny post.
-----------------------------
Dodatek
W związku z sympatycznym komentarzem Pani Marii K poniżej przedstawiam wnętrze "tajemniczej" skórzanej teczki.
Jak widać wnętrze jest zachowane w stanie o wiele lepszym niż zewnętrzna oprawa. Poszczególne przegródki są oklejone wyciskanym i tłoczonym złotymi wzorami materiałem. Jak naliczyłem teczka ma 11 ukrytych schowków, z czego jeden - chyba nieużywany, ach ta ciotka, nie mogła coś wsunąć! - odkryłem dopiero kilkanaście dni temu.
.
Fascynujące. A ja ostatnio odzyskałem album dziadka, podarowany mu na imieniny przez pracowników banku spółdzielczego w Sochaczewie. Był kierownikiem podczas okupacji i tuż po wojnie.
OdpowiedzUsuńPozornie nie przywiązujemy wagi do albumów, teczek, klaserów, itp., bo interesuje nas ich zawartość, ale czasami bywa odwrotnie.
UsuńPanie Andrzeju sprawił mi Pan wielką radość. Te skórzane teczki jeszcze długo po wojnie były używane w bankach, gdzie pracowałam. Krążyły legendy o ich podwójnych dnach i wielu schowkach. Nigdy jednak nie mogłam zajrzeć do środka. Serdecznie pozdrawiam Maria K.
OdpowiedzUsuńPani Mario, dziękuję bardzo za przesłane pocztówki, wykorzystam je na innym blogu (linka prześlę).
UsuńTo prawda, te teczki skórzane były używane także po wojnie. Niestety moja mama traktowała je (mieliśmy podobno dwie) jak segregator i podręczną torebkę, więc szybko się zniszczyły.
A skoro nie mogła Pani wcześniej zajrzeć do środka to zapraszam teraz do dodatku.
Zawsze ceniłem sytuację gdy poprzez przedmioty mogę dotknąć przeszłości, ale to muszą być autentyczne przedmioty i autentyczny dotyk, a nie gabloty z eksponatami.
OdpowiedzUsuńZdaje mi się że Polnische Wehrmacht nie wsławił się niczym takim co sciągało by odium, więc pewnie o tę zmianę nazwiska chodzi?
Czasy się zmieniają, tylko coraz więcej pamiątek po nas zostaje. Też lubię potrzymać jakieś zabytki w ręku i poczuć się w tamtych czasach, ale do dokumentów podchodzę ostrożnie, niektóre z XVIII w. musiałem zafoliować, bo się rozsypywały.
UsuńMasz rację Polnische Wehrmacht była "O.K", tutaj jednak chodziło o majątki w Wielkopolsce, które nie wróciły do Polski.
Z tego co słyszałam, w latach kryzysu zdarzało sie wiele samobójstw. Przedstawiłeś cenne rodzinne pamiątki i zapachniało śmietanką towarzyską międzywojnia. Bardzo to ciekawe czasy były...
OdpowiedzUsuńU mnie w rodzinie jakoś dziwnym trafem nikt nie popełnił samobójstwa, chociaż kilka osób straciło spore majątki.
UsuńŚmietanka towarzyska? Nawet mój stryj Julian mówił, że to darmozjady, które sprzedają Polskę. I chyba się nie mylił.
Nie tylko prezesi banków dostawali takie teczki. Można je było kupić w sklepie, ale były bardzo drogie. Czy jest Pan zainteresowany sprzedażą pamiątek?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Maciej Kolasa
Wnioskuję m.in. po linku, że mieszka Pan na innym kontynencie. W takim wypadku na ewentualną transakcję musielibyśmy uzyskać zezwolenie odpowiednich urzędów. Proszę napisać na adres: azet27@vp.pl
UsuńTo prawda, teczki kupowano w sklepach, właśnie w takich celach jakie tutaj zaprezentowałem. Niektóre teczki wytłaczano zgodnie z zamówieniem klienta.
Pozdrawiam
Zapierająca dech w piersiach opowieść. Jestem bardzo ciekawa dalszych losów ciotki Zofii. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitam nowego gościa.
UsuńMiło, że międzywojenne losy mojej rodziny okazały się interesujące. Oczywiście będzie ciąg dalszy, bo ta mini saga rodzinna zakończyła się po rozebraniu (pod budownictwo wielkomiejskie) ostatniego domu rodzinnego w 1971 r.
Witam Serdecznie.Z wielką uwagą czytałam ,bo takich wspomnień nie można czytać "po łepku"☺
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa dalszych losów cioci i nie tylko::))
Pamiętam z dzieciństwa przypadek.Mieszkaliśmy z dziadziem i babcią w leśniczówce.woj Lubelskie miejscowość Suchawa..11km do granicy Ukrainy.Bardzo lubiliśmy zabawy na strychu,wyszukiwaliśmy różności, było sporo przedwojennych i późniejszych przedmiotów..Któregoś dnia bawiąc się na strychu zauważyłam walizeczkę,była głęboko wciśnięta pod stropową belką.Jaka ogarnęła nas radość.W walizeczce były pieniądze ruskie ruble przedwojenne.Cała walizeczka rubli...Oddaliśmy to dziadziowi ,może jeszcze są dobre ,myśleliśmy.Ale niestety,mogliśmy się nimi tylko bawić,bo nie miały ważności.
Ktoś w czasie wojny schował,cały swój dobytek pieniężny ,myślał że wróci.Nie wrócił.Nikt nigdy nie zgłosił się po walizeczkę.Długo jeszcze walały się papierkowe ruble w obejściu.Bo jak to dzieci...zabawa się znudziła.Pieniądze nic nie warte,były spalone w piecu☺..Pozdrawiam serdecznie.
Makroman wyżej w komentarzu napisał: "... Zawsze ceniłem sytuację gdy poprzez przedmioty mogę dotknąć przeszłości, ale to muszą być autentyczne przedmioty i autentyczny dotyk, a nie gabloty z eksponatami ..." I jest w tym dużo racji, bo wspomnienia poparte kontaktem z przedmiotami są jeszcze cenniejsze.
UsuńTeż uwielbiałem zabawy na strychu, bo tam kryło się wiele niespodzianek, głównie starych nieużywanych przedmiotów, ubrań, i dziwnych sprzętów. Walizeczkę też znalazłem, ale ze znaczkami dziadka. Szkoda tych spalonych rubli, bo dzisiaj by miały wartość zabytkową.
Serdecznie pozdrawiam
Zaczynam się martwić co po nas zostanie w domowych zakamarkach? Płytki CD? Pendrivy? Nawet listów papierowych nie ma... Pieniędzy w walizeczkach także. Biedne nasze wnuki.
OdpowiedzUsuńPo mnie będzie to wiele albumów pełnych: kartek pocztowych, biletów, serwetek, wszystkiego co nawiozłem z tysiąca miejsc które odwiedziłem, plus te które zbieramy razem z Żoną. Już w tej chwili mamy widokówki o wartości historycznej i z każdym rokiem cenniejsze!
UsuńTo prawda. Przedmioty, których teraz używamy, z reguły po kilku/kilkunastu latach wyrzucamy do śmieci. Czyżby po nas tylko potop ...?
UsuńNajmłodsi w mojej rodzinie już teraz "ostrzą sobie pazurki" na rodzinne pamiątki, głównie ordery pra-pra-dziadków, monety, znaczki. Na razie nie ma chętnych na listy jakie moja prababcia pisała po rosyjsku, gdy ją osadzono w łagrze.
UsuńNasuwają mi się refleksje podobne do tych, które ma Bet...
OdpowiedzUsuńI zazdroszcze troszkę tej wiedzy o rodzinie jaką posiadasz....
A o tym co pozostanie po nas: podczas ostatniej przeprowadzki i porządkowaniu w zwiazku z tym papierów, znalazłam paczuszkę listów przewiązaną czerwona tasiemnką... W pierwszym impulsie miałam wyrzucić (no bo po co mi to?). Ale moja sentymentalna natura wzięła górę (na szczęście), nad "porządkowym rozsądkiem :-) Są to listy ilustrowane dowcipnymi, czasem sprośnymi rysunkami, z poezją i zauroczeniem w tle.... Pochodzą z okresu okresu mojego korespondencyjnego romansu z niejakim Bacą.... gdy moje małżeństwo z ojcem Żuczków chyliło się ku przepaści. Teraz mam pewność - zachowam dla potomnych. Tymbardziej, że synowie wiedzą o.... Coś moze jednak zostanie po mnie.... Ach, jeszcze gdzieś w świecie są moje obrazki! Teraz przyszło mi do głowy, że właściwie nie przepadam za pracą w kompie (poza dokumentacją), może instynktownie?
sory, ma być "tym bardziej"- wybacz artystce...
OdpowiedzUsuń"Nie przepadasz za pracą w kompie", ale właśnie zawartość Twojego bloga też pozostanie.
OdpowiedzUsuńJa mam różne pamiątki po rodzinie, nieraz bardzo śmieszne, ale ich nie wyrzucam, i zauważyłem, że potomni łypią na nie pożądliwym okiem.